Podczas pierwszego seansu byłem tym filmem całkiem zachwycony. Nie głupie jak na amerykańskiego blockbustera, całkiem sprawne aktorstwo i przyzwoita realizacja.
Przeczytałem od deski do deski opowiadania z cyklu Ja Robot i wszystko z trzech cykli Asimova do których film miał nawiązywać (Roboty, Imperium i Fundację) i wróciłem do domowego kina.
Niestety... to dalej dobry film, ale pomijając efekty specjalne, które mocno się zestarzały to nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo daleko fabule do tego co można znaleźć u Asimova.
Myślałem że film opowiada po hollywodzku historię "Pozytronowego detektywa" ale to coś zupełnie innego, a szkoda. Przynajmniej niespodziewanie zaskoczyłem się pozytywnie książką i to do tego stopnia, że teraz ten film wydaje się co najwyżej średni i pełny bzdur.
Szkoda, może dożyję jakiejś normalnej adaptacji dzieł Asimova, ale znowu ktoś tak je uprości, że inteligentni ludzie i wszechwiedzące maszyny będą się zachować jak półgłówki.
Pani inżynier od robotów w 2035 roku nie umie obsługiwać odtwarzacza dvd i jest przerażona motocyklem bo 'benzyna wybucha'... szkoda gadać :/
Czyli obniżyłeś ocenę po przeczytaniu książki? To trochę nie fair w stosunku do filmu, on się tylko inspirował książką, nie był jej adaptacją. Sam przecież stwierdziłeś, że po pierwszym seansie był bardzo dobry. Zgodzić się mogę jedynie z ostatnim akapitem, ale też częściowo. Mnie totalnie nie dziwi, że ludzi w przyszłości będą imbecylami, popatrz na dzisiejsze pokolenie zapatrzone w smartfony i co mają w głowach, a co mieli ludzie kilka dekad temu - o ile masz odpowiedni "staż wiekowy", aby mieć taką perspektywę :) Ludzie niestety wiedzą coraz mniej, karmieni są głównie prostą papką, dlatego kina pełne są na filmach Vegi. I choć od pani inżynier od robotów oczekiwałbym nieco więcej, to wciąż potrafię sobie wyobrazić, że dobrze się zna na swojej wąskiej działce, ale tym, co było kiedyś już niekoniecznie.